Jesteś w strefie
Przegląd SportowyKolarstwoDaria Pikulik przerywa milczenie. "Niszczyło mnie to psychicznie i fizycznie"
W Paryżu wywalczyła srebrny medal w kolarstwie torowym, ale od kilku miesięcy nigdzie nie startuje. — Gdyby normalny człowiek doprowadził swój bark do takiego stanu, do jakiego doprowadziłam ja, miałby wielki problem z powrotem do zwykłego życia. U mnie przerwa pomiędzy obojczykiem a barkiem była szerokości autostrady — mówi nam Daria Pikulik. Po raz pierwszy opowiada o kryzysie w karierze, poważnej operacji i planach. 28-letnia kolarka wie już, kiedy zakończy karierę i co będzie robić potem.
12 maja 2025, 06:00

- Więcej ciekawych historii przeczytasz w serwisie premium "Przeglądu Sportowego"
MACIEJ SZMIGIELSKI: Sezon kolarski w pełni, a pani nie widzimy ani na trasie, ani na torze. Jak zdrowie srebrnej medalistki z Paryża?
DARIA PIKULIK: Już lepiej, aczkolwiek za ostro zaczęłam trenować i pojawiły się problemy z nadgarstkiem. Ogólnie czuję się już bardzo dobrze. Doktor Krzesimir Sieczych, który wykonał u mnie operację barku, to był doskonały wybór. Trafiłam na świetnego lekarza. Przed operacją wydawało się, że czeka mnie co najmniej półroczna przerwa od treningów, a ja już po kilku tygodniach mogłam siąść na rower. Zakres ruchu, jaki miałam niedługo po operacji, też był nieprawdopodobny.
To była operacja barku, którą odwlekała pani z powodu igrzysk w Paryżu i która kilka miesięcy temu była już konieczna?
Nawet dłużej ją przekładałam. Po prostu potrzebowałam odpowiedniego momentu, musiałam być na to gotowa. Sporo dały mi rozmowy z moją psycholog, która też mnie przekonała, że muszę znaleźć dla siebie odpowiedni termin. Rozmawiałam z trenerem, z moim fizjoterapeutą, że mogliśmy wyznaczyć termin operacji wcześniej. Jednak po zdobyciu medalu w Paryżu miałam tyle nowych obowiązków, że po prostu brakowało mi czasu. W życiu bym nie przypuszczała, że po igrzyskach będę miała tyle spotkań, różnych terminów, że moje życie pod tym względem tak bardzo się zmieni.
Do tego doszły sprawy zawodowe, przecież jestem zawodniczką Human Powered Health Cycling. Poprzedniego sezonu nie dokończyłam tak, jakby chcieli szefowie grupy. Do tego doszły problemy typowo kobiece, jak infekcje intymne, związane z tym antybiotyki, które miały wpływ na moje hormony i musiałam to też uregulować. Motałam się ze zdrowiem i innymi sprawami, aż w końcu w styczniu ręka mi już totalnie siadła i trzeba było iść pod nóż, więc termin w zasadzie sam się ustalił.
Długo pani jednak jeździła z bolącym barkiem?
Dziękujemy, że przeczytałaś/eś nasz artykuł do końca.
Bądź na bieżąco! Obserwuj nas w Wiadomościach Google.